Co ma być to będzie
„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” to film dla
tych, którzy mają już dosyć nadętych filmowych fanfaronad o historiach z życia
wziętych.
Na początku była powieść – groteska Jonasa Jonssona,
zaadoptowana przez Felix Herngren, gdzie w główną rolę Allana wcielił się
Robert Gustafson. Tym sposobem do życia powołany został zabójczy tercet.
Tyle faktów. Reszta jest już zwariowanym światem, w którym
wszystko jest realne i zarazem do bólu absurdalne. Ludzie są prawdziwi, ale
jacyś dziwni. Szwedzka wiocha zapewne istnieje w rzeczywistości. Ja takie
widziałem. Jest to taka „dziura”, która mogłaby istnieć wszędzie, a na pewno w
Polsce.
Jako widzowie przyzwyczajmy się do tego tła akcji filmu, którego
będziemy się trzymać kurczowo w chwilach zwątpienia i braku pewności, czy
jeszcze cokolwiek rozumiemy. Ja bym nawet radził zapiąć pasy, bo jazda będzie
ostra.
Wszystko zaczyna się niewinnie. Z domu starców w dniu swoich
urodzin ucieka stuletni Allan. Trafia na stacje autobusową, gdzie w kasie idiota,
który za kilka groszy sprzedaje mu bilet do sąsiedniej wiochy. Przypadek
sprawia, że nieświadomie zabiera ze sobą walizkę wyładowaną należącymi do gagu
milionami. Kupa kasy przyciąga wszystkich bandytów i policjantów, stając się siłą
sprawczą morderstw i osią akcji.
Nasz tercet twórczy, aby uzasadnić swoją szaloną narracje
filmu, wciąga nas w historię życia głównego bohatera. Ojciec Allana jako
leninowski pożyteczny idiota pojechał budować do Związku Radzieckiego lepsze
jutro. Matka z kolei zgadzała się z rzeczywistością, jako z czymś oczywistym.
Proponowała by nie myśleć, tylko działać.
Allan jej uwierzył. Szedł przez życie od wybuchu bomby do
wybuchu, co w końcu stało się jego pasją. Dzięki swojej obsesji bierze udział
we wszystkich wielkich wydarzeniach XX wieku. Zostaje przyjacielem Franco i
Stalina. Bierze udział w konstrukcji bomby atomowej, gdzie poznaje Trumana, by w
chwilę potem, w czasie zimnej wojny, zostać podwójnym agentem. W sowieckim
gułagu zaprzyjaźnia się z bratem Einsteina.
To tylko jego punkty zwrotne akcji. Tej absurdalnej czarnej komedii
nie da się opowiedzieć. Można ją przeżyć. Trzeba mieć mocną psychikę, aby śmiać
się z trupa gangstera albo w momencie wybuchów licznych, skonstruowanych przez
Allana bomb. Nie przeszkadzają nam tragiczne skutki działań szalonego
piromana.
W żadnym wypadku nie miejmy wyrzutów sumienia. Wszystkiemu winni
są twórcy filmu. Uwielbiam ich za to, że tylko stuletni Allan i jego niewiele
młodszy przyjaciel wykazują oznaki myślenia logicznego. Potwierdza to moje
przekonanie, że tylko ludzie urodzeni we wczesnych latach poprzedniego wieku i ukształtowani
przez trudną historię wiedzą, po co żyją. Warto, aby film ten obejrzeli wszyscy
seniorzy. Tylko my potrafimy śmiać się sami z siebie.
Romuald Styszyński
Zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?v=ZV-iEa59UXo
Nie byłem jeszcze na filmie ale po tej recenzji chyba się wybiorę. Tylko z ostatnim zdaniem się nie zgodzę - juniorzy też potrafią śmiać się z samych siebie :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie widziałem juniora, który by się śmiał z siebie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę takie filmy są aktualnie w repertuarze? Twoja recenzja kolejny raz mnie zachęciła.
OdpowiedzUsuńJa też nie widziałam juniora, który ma dystans do siebie, poczucie humoru na swój temat, szczególnie na trzeźwo. Przykro mi, może się mylę....
Dziękuje za pozytywne przyjęcie moje recenzji. My śmiejemy się sami z siebie bo już wiemy, że mamy niewielki wpływ na rzeczywistość. Juniorzy są przekonani, że kręcą tym światem. Nie należy im tego odbierać, bo zostali by młodymi seniorami. :)
OdpowiedzUsuń