piątek, 29 sierpnia 2014

Zaproszenie do udziału w wydarzeniach pożytecznych.



Program
1.      Klub Francuski. 8 Września, poniedziałek.
Spotkanie inicjujące w poniedziałek 8 września o godzinie 10 do 12 w lokalu FISE Warsztat Warszawski, Pl. Konstytucji 4.
2.      Klub Internetowy. 17 Września, środa.
 Spotkanie inicjujące w środę 17 września w lokalu FISE o godzinie 14 w Sali nr 1 na Pierwszym Piętrze.
3.      Stowarzyszenie Kreatywni 50 plus, 17 Września, środa
Spotkanie powakacyjne 17 września w lokalu FISE o godzinie 17 w Sali nr 1 na Pierwszym Piętrze. Ja będę obecny już od godziny 15. Na spotkaniu ustalimy programu Imprezy „Jesienne marzenia”, która odbędzie się 24 października w lokalu FISE.
4.       Muzeum Woli, 3 Października, piątek.
Spotkanie dla uczczenia ofiar Powstania Warszawskiego od godziny 11 do 13.

wtorek, 19 sierpnia 2014



Jaka jest liczba ofiar Powstania Warszawskiego?
 
Nie ma jednej. Jest ich tyle, co „prawd politycznych” o Powstaniu. Mówi się, że podczas wojny propaganda zastępuje prawdę. Dzisiaj ofiary tego ludobójstwa milczą w grobach – bezimiennych lub zgoła nieznanych.
Przytaczam tu opnie katów, uczestników, historyków i polityków. O własną jest mi bardzo trudno.
Reinefarth, dowódca wojsk niemieckich, na drugi dzień po upadku powstania zameldował służalczo Hitlerowi wynik 200 tys. zlikwidowanych. To pierwsza, nazistowska liczba.
Stalin uznał, że nic się nie stało, a ludzi jest przecież „mnogo”.  Nieokreślona, czerwona liczba.
Państwa zachodnie kokietowały Wielkiego Wodza Rosji, Józefa, i nabrały wody w usta. Milcząca, obłudna liczba.
Wyższe dowództwo Powstania na drugi dzień klęski budowało już jego legendę. Liczba nie była do tego potrzebna.
Po wojnie nowa władza udawała, że Powstania w ogóle nie było.  Ot, krótka awantura wywołana przez polskich szaleńców z Londynu, która obróciła się przeciwko prostemu ludowi Stolicy i otumanionej, bohaterskiej młodzieży. Strach nie ułatwiał zadawania pytań o to, co wówczas robili Sowieci i ich polscy towarzysze. W efekcie liczba nie była wymieniana.
Polscy, londyńscy emigranci, skłóceni od klęski wrześniowej, po roku 1944 utrzymywali antagonizm miedzy sobą i nową władzą ludową. Mamy liczbę antagonistyczną.
Można by tak żonglować propagandowymi wyliczeniami, gdyby nie sumienie. Nie każdy je ma. Niemcy przyjechali na rocznice i przeprosili. Byli na Woli i pod pomnikiem ofiar, złożyli kwiaty. Poprosili o przebaczenie.
Wszyscy znamy katów. Niemieckich nazistów, którzy sumienie zastąpili rozkazami Hitlera i swoją wrodzoną solidnością w ich wykonywaniu. Na temat udziału rosyjskich, kałmuckich i ukraińskich faszystów historycy do tej pory nie potrafią przyjąć wspólnego stanowiska. Pragmatyczni okupanci zatrudnili do pomocy przy budowie swojej Tysiącletniej Rzeszy wszystkich chętnych, z kryminalistami włącznie. Ci, co przeżyli mówią, że słyszeli u oprawców wszystkie języki słowiańskie. Siepacze Hitlera, urodzeni barbarzyńcy z prawem zwycięzcy do grabienia dla własnej korzyści, gwałcenia kobiet i mordowania własnymi rękami dali upust swym najczarniejszym pragnieniom. Każdy normalny człowiek może doznać traumy, gdy próbuje poznać szczegóły.
Zróbmy to, co do nas należy. Odnajdźmy groby naszych pomordowanych i zapalmy na nich świeczki.
Największa znana nekropolia to cmentarz na Woli. Leżą tam szczątki 60 tysięcy nierozpoznanych cywili oraz 18 tysięcy powstańców. Okupanci Warszawy z wrodzonym sobie poczuciem konieczności zachowania porządku spalali ofiary swojej zbrodniczej działalności na wielkich pryzmach. Po wojnie zebrano 12 ton spopielonych szczątków. Ilość chowanych w prowizorycznych, ogromnych trumnach niezidentyfikowanych ofiar liczono na wagę. Trudno jest przyswoić sobie tak makabryczną informacje.
Można powiedzieć, że cała Warszawa była w roku 1944 jednym wielkim cmentarzyskiem.
Po wojnie nie wszystkie zwłoki ekshumowano i pochowano w oznaczonych grobach.
Nie odkopano całych dużych piwnic Pasażu Simsona, gdzie do tej pory znajdują się ofiary przywalone gruzami zbombardowanego budynku – w tym liczni cywile i powstańcy.
Po kilku latach od zakończenia wojny, gdy rozpoczęto odbudowę stolicy, do uprzątnięcia gruzów i niwelowania terenu używano maszyn budowalnych. Gruz wywożono na budowę Stadionu Dziesięciolecia, Kępy Potockiej i Kopca Powstańczego. Pobudowano drogi, place, nowe budynki.
Jedyna dziś nadzieja na przywrócenie nam pamięci o katach i ofiarach leży w profesjonalnych, apolitycznych historykach. Naszym obowiązkiem jest oddanie honoru i czci wszystkim warszawskim ofiarom roku 1944. Bez podziałów na poległych na polu chwały żołnierzy, ich służby pomocnicze i brutalnie pomordowanych cywili.
Uczcijmy ich pamięć. Ustanówmy Dzień Pamięci Ofiar Powstania Warszawskiego w rocznice jego zakończenia, 3 października. Nikt inny nie jest tak bardzo świadom tego obowiązku jak my, seniorzy. Musimy zapewnić spokój duszy pomordowanych i naszym sumieniom. Gdy to nie jest wystarczający powód, pozostaje tylko wiara w nasze człowieczeństwo. Dalej nie ma już nic.
W dniu 3 października o godzinie 11:00 w Muzeum Woli odbędzie się Spotkanie Pamięci Ofiar Powstania Warszawskiego. Zapraszamy.
Romuald Styszyński

niedziela, 3 sierpnia 2014

Miłość 50+



Eliksir miłości 50+
Miłość rodzi się w duszy człowieka. Nie byłoby nas bez miłości kobiety i mężczyzny. Przekonuje nas o to tym film „Love Punch”.
Przetłumaczyłbym go jako „Eliksir Miłości”, ale ktoś inny nadał mu już drętwy, polski tytuł „Riwiera dla dwojga”. Bez komentarza.
Pierwsze ujęcie – zbliżenie na barmana, wstrząsającego termosem do przygotowania drinka, a właściwie eliksiru. Nie miesza. Czyżby za chwilę miał pojawić się James Bond?
Nie inaczej. Oto Pierce Brosnan, grający świeżo upieczonego emeryta, spotyka na przyjęciu swoją byłą żonę, w która wciela się Emma Thompson. W cudowny sposób zagrała ona kobietę, która ciągle liczy na zjedzenie jeszcze jednego „ciacha” przez Internet. Gdybym maił adres mailowy wysłałbym jej swoje, przerobione w Photoshopie zdjęcie. Pomarzyć każdy może.
Wracajmy jednak na ekran. Richard ciągle nie wychodzi ze swojej roli i zalicza kolejne sekretarki. Kate, poszukująca jeszcze jednej miłości, ale jednocześnie kuta na cztery nogi, cwana baba. I tak by to mogło trwać do końca świata - ale życie nie znosi spokoju.
Firma Richarda okazuje się nagle bankrutem. Jej aktywa, w tym fundusz emerytalny, zostają przejęte przez rekina finansjery z Paryża. Richard i Kate, ich przyjaciele i pracownicy zostają na starość z niczym. Okazuje się, że jest to w Europie legalne. Do nas też to idzie.
Spokojnie, mamy wszak na planie Bonda i jego cwaną partnerkę. Przygotowują diabelski plan. Postanawiają okraść oszusta z Paryża. Nic wielkiego. Chodzi o zwinięcie diamentu wartego 10 milionów euro.
Wszystko mogłoby przebiegać jak w klasycznym filmie tego gatunku. Nie o to jednak chodziło scenarzyście i reżyserowi, Joelowi Hopkinsowi. Zrealizował komedię, która jest zderzeniem mitu kinowego Bonda z Richardem, mającym już ponad pięćdziesiąt lat. Na ekranie odnajdujemy swój świat. Bohaterowie zdają się dobrze nam znanymi przyjaciółmi.
Rozwiedzeni bohaterowie kłócą się ze sobą jak każde stare dobre małżeństwo. Ponieważ robią to na sposób angielski, trzeba uważać na każde słowo, aby moc się zaśmiać w odpowiedniej chwili.
Oprócz mnie na widowni śmiali się tylko widzowie, którzy mieli więcej niż 50 lat. Co bowiem może wiedzieć o prostacie, częstym siusianiu i popołudniowej drzemce dwudziestolatek? Moim zdaniem należy ten film ogłosić dozwolonym od lat pięćdziesięciu.
Akcji filmu ani jego zakończenia nie będę opowiadał z oczywistych powodów. Nie mogę jednak powstrzymać się od wspomnienia o głębokim uczuciu miłości, jakie pojawia się na końcu filmu u naszych od dawna skłóconych bohaterów.
Nikt nie jest wstanie powiedzieć jak i gdzie rodzi się miłość. Jedyną odpowiedzią zdaje się być dusza oraz pragnienie czystego uczucia. „Love Punch” przekonał mnie, że miłość po pięćdziesiątce jest możliwa. To wystarczający powód do tego, by wszyscy 50+ go zobaczyli.   My 50+ wszystkich krajów łączmy się!  All we need is love!
Romuald Styszyński
Zwiastun: http://youtu.be/8ZVu8GnoLAc