środa, 26 listopada 2014

Zapraszam do przeczytania mojej recenzji.




Czy my, seniorzy, jesteśmy rasistami? – RECENZJA


Na to pytanie odpowiadają Francuzi w swoim stylu, czyli komedią filmową, „Za jakie grzechy, Dobry Boże?”. Film ten ma formę wodewilu osadzonego mocno w kulturze francuskiej i jest zrealizowany w współczesnej konwencji komedii, czyli śmiejmy się sami z siebie. Można powiedzieć, że leczymy tym sposobem swoje fobie. Uświadamiamy sobie, że rasizm i ksenofobia nie są przyszłością ludzkości. 
Autor: Romuald Styszyński

Przeczytaj całą recenzje. 
http://www.zdaniemseniora.pl/czy-seniorzy-sa-rasistami/

niedziela, 16 listopada 2014

Obywatel Jerzy Sturhr

Obywatel Jerzy Stuhr


Młodzi ludzie pytają nas seniorów z niedowierzaniem, czy tak było naprawdę? To, co możemy im przekazać prawdziwego to nasze wspomnienia. Historycy, grzebiący w papierach, odnajdują na nowo tamten miniony świat. Są często głusi i ślepi. Nie dociera do nich to, że był to świat realnego absurdu, a tworzona sprawozdawczość papierowa nieraz osiągała szczyty głupoty ludzkiej. Gorzej dla nas, gdy są to historycy z zacięciem politycznym.
Seniorzy ratujmy prawdę! Dał nam przykład Stuhr swoim filmem „Obywatel”.
Romuald Styszyński
Wszystko miało swój początek w Wielkiej Rewolucji Francuskiej, gdzie wszyscy wzajemnie się tytułowali słowem obywatel(-ka). 
W Polsce implantowano to słowo po roku 1945. Stało się rewolucyjnym hasłem przemian społecznych. Miało zastąpić podziały wynikające z przynależności klasowych. Ogłoszono, że wszyscy jesteśmy równi i nie ma już hrabiów, książąt, księży i biskupów. Wprawdzie, powstała  klasa towarzyszy i towarzyszek, ale stosowano wówczas termin obywatel(-ka)/ towarzysz(-ka).  
My seniorzy dobrze pamiętamy, że jak koś się do nas zwracał rozpoczynający od słowa obywatel (-u), (-ko), to należało spodziewać się kłopotów. Najczęściej robił to milicjant. Często w PRL-u nasi przywódcy, geniusze, w wygłaszanych kryzysowych orędziach do narodu, po słowie towarzyszki, towarzysze dodawali, „i obywatelki, obywatele”. Że niby troszczą się o wszystkich.
Tyle tytułem przypomnienia etymologii tego słowa, które dzisiaj już wyszło z powszechnego użycia.
„Obywatel” to tytuł autorskiego filmu Jerzego Stuhra. Otrzymaliśmy bardzo dobry film, który ma swoje korzenie w historii kina polskiego. Rozpoczęło się to w roku 1960 od filmu „Zezowate szczęście” wielkiego reżysera Andrzeja Munka z równie wielkim Bogumiłem Kobielą w roli Piszczyka. Kontynuację losów naszego bohater w PRL-u odnajdujemy w filmie „Obywatel Piszczyk” z roku 1988, gdzie główną rolę zagrał Jerzy Stuhr.
We wszystkich tych trzech zrośniętych ze sobą filmach jesteśmy w tym samym jednym miejscu, w PRL-u. Ten najnowszy kończy się  w czasach współczesnych, chociaż ludzie są tacy sami jak z tamtej epoki. Bohater też jest ten sam. Jest nim przeciętny, oportunistyczny i naiwny cwaniaczek polski.  Odnajdujemy w nim siebie. Ja, tak, pierwszy walę się w piersi. Rozpoznaję też w nim nasz ówczesny „Najweselszy Barak w  Europie”. Aby przeżyć w tym absurdalnym realu trzeba było być oportunistą. Jednym słowem jest to film dla nas seniorów i o nas. Jest on całkowicie niezrozumiały dla obcokrajowców i mało czytelny dla nowego pokolenia. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w dużym udziale seniorów na sali kinowej.
Oglądając film, można odnieść wrażenie, że Jerzy Stuhr chciał się pożegnać z tym już nieistniejącym siermiężnym światem absurdu. Robi to poprzez swoją wspaniałą grę aktorską, jako obywatel Bratek. Bardzo dobrze odnalazł się w filmie jego syn Maciek Stuhr. Rola matki  Bratka zagrana z uczuciem przez Barbarę Horawiankę, nadaje filmowi dużą dozę ciepła.
 Autor filmu, prowadzi nas po dobrze znanym nam wirtualnym muzeum PRL-u. Popadamy w melancholię i nostalgię za utraconą przeszłością. Wracamy do dzieciństwa Bratka, gdy idea antysemityzmu zatruwa umysły dorastających młodych chłopców. Mimo to nasz bohater zakochuje się w młodej Żydówce, która w roku 68 musi wyjechać. Następnie, chce rozsadzać PZPR od środka, z której to partii zostaje usunięty i „rzuca legitymacją”.  Ukrywa się przed SB-kami u przypadkowej kochanki, by w czasie strajków Solidarności zostać okrzykniętym bohaterem. Ratuje hierarchę kościelnego z burdelu, dzięki czemu, wkracza na drogę kariery politycznej.  I gdy wydaje się, że ponownie go dopadnie zezowate szczęcie, nieszczęśliwy wypadek czyni z niego bohatera narodowego.
Wspomnę jeszcze tylko o jednej wspaniałej scenie filmu, w której reżyser pokazuje nam upływający czas. Bratek ciągnie wózek z mlekiem na tle socjalistycznego szarego budynku, ogromnego mrówkowca. Ta sama scena jest kilkakrotnie powtarzana, lecz za każdym razem mamy inną pogodę związaną z właściwy sezonem. W warstwie dźwiękowej słyszymy oficjalne wiadomości rządowe. Dla mnie majstersztyk.
Mino upływającego czasu, pożegnanie z epoką słusznie minioną się nie udało. Jesteśmy nadal biało-czerwoni jak nasze barwy narodowe i nasz bohater Bartek.
Obywatel Piszczyk i Bartek żyją w nas i mają się świetnie. Nie mają zamiaru przejść do historii.
Co udowodnił nam Jerzy Stuhr swoim wspaniałym filmem, oby nie ostatnim, i o czym przekonujemy się słuchając najnowszych wiadomości o wyczynach naszych polityków.
Romuald Styszyński.